Ustęp, toaleta, wychodek, kibel, latryna, ubikacja… Wiele imion posiada miejsce, bez którego nie sposób przeżyć jednego dnia. Miejsce, które jest tak oczywistym elementem wyposażenia każdego domu, że nawet nie zwracamy uwagi, jak ważnym w naszej codzienności. Miejsce, do którego nawet król chodził piechotą… Były jednak takie czasy, a mamy tu na myśli nasze ulubione – przedwojenne, gdy czysty i zadbany ustęp był przedmiotem konkursów, jedną z dziedzin wystaw higienicznych. Czasy, kiedy próbowano wręcz siłą przekonywać mieszkańców wsi, że jest to ważny element każdego gospodarstwa, któremu powinniśmy poświęcać należytą uwagę i dbać o niego tak samo jak o kuchnię czy sypialnię. Co niektórzy pamiętają zresztą jeszcze sławojki – budki, często z dziurą w kształcie serduszka w drzwiach, z dala od domu. Dla niektórych to wspomnienie, dla innych koszmar… Spójrzmy na fragmenty przedwojennych publikacji i inwentarza wystawy higienicznej z 1935, by zobaczyć jak wyglądała walka ze złymi nawykami dotyczącymi higieny w gospodarstwie wiejskim.
[quote]Od tysięcy lat wszystkim cywilizacjom, kulturom i religiom, wielkim wojnom i rewolucjom, najwybitniejszym ludziom na świecie zawsze towarzyszy kupa. Teraz rozumiesz… to jest życie. Mnie oszukasz, przyjaciela oszukasz, mamusię oszukasz, ale życia nie oszukasz.*)[/quote]
*) cytat z filmu „Chłopaki nie płaczą”, reż. Olaf Lubaszenko, 2000 r.
403, Urząd Wojewódzki Lubelski, Wydział Pracy, Opieki i Zdrowia, sygn. 451
MK
124.
Ja w kwestii tego króla, który rzekomo miał chodzić piechota tam i ówdzie ;-). Otóż jestem przekonana, że te mylące wieści rozpowszechniane są przez zwolenników powrotu monarchii w Polsce i mają na celu stworzenie obrazu demokratycznych nawyków naszych koronowanych władców ;-).
Te niecne zakusy (zarówno w przypadku powrotu monarchii, jak i stworzenia obrazu króla, który chodzi piechotą) dementuje Pani Elżbieta Kowecka w książce, wydanej przez Państwowy Instytut Wydawniczy w 1989 r., „W salonie i w kuchni”, opisującej kulturę materialną polskich dworów i pałaców. Owszem, przyznaje ona, że w XVIII wieku w niektórych dworach znajdowały się już „kakuary” lub „kakatorium”, jednak najczęściej używanym był „wędrowny słupek”, który co ranek obnoszono po pokojach w kolejności wynikającej z godności i ważności domowników lub gości. To urządzenie było po prostu taboretem (czasami nawet krzesłem lub fotelem z zapleckiem i poręczami, wybijanymi aksamitem lub safianem), w którym w siedzisku była zrobiona dziura, w którą wstawiano naczynie gliniane, a w czasach późniejszych nocnik lub wiadro. Albo umknęło mej pamięci, albo przewodnicy nie mówili o tym, ale nie pamiętam żadnego detalu, związanego z tą czynnością z zamków królewskich w Polsce. Za to doskonale znam obyczaje z Luwru, co – biorąc pod uwagę, że jestem czarownicą – powinno być dość oczywiste ;-).
Przepraszam za ten przydługi wywód, ale czarownice tak już mają, że czasami przynudzają ;-).
Pozdrawiam!